„Mała i nieważna”
Rozpostarłam srebrne skrzydła na całą ich długość i skoczyłam
w dół na jakieś (prawie) trzysta metrów, by później szybko
poszybować w górę. Wiatr gwałtownie rozwiewał moje jasne włosy
i trzepotał ubraniem, zimne powietrze otaczało mnie całą i
pieściło niczym dotyk sekretnego kochanka. Byłam szczęśliwa,
kochałam powietrze, które umożliwiało ludziom oddychanie, ale i
również pozwalało mi zaznawać takich przyjemności jak latanie.
Odetchnęłam pełną piersią i otworzyłam oczy. Spojrzałam na
Nowy Jork, który połyskiwał setkami świateł tuż pode mną,
widziałam ogromne neony, rzucające się mocno w oczy. Drapacz chmur
należący do Tony'ego i Pepper Stark, którzy od dwóch lat byli
oficjalnie małżeństwem.
Wiedziałam, że nie będę mogła długo utrzymywać tego stanu
euforii. Mój ojciec nienawidził, gdy latałam, nienawidził, gdy
robiłam coś co wykracza poza strefy normalnej ludzkiej nastolatki.
Ale nie mogłam nic na to poradzić, uwielbiałam siebie i to co
robiłam za zamkniętymi drzwiami.
Nagle w powietrzu rozbrzmiało denerwujące pikanie, dlatego z
westchnięciem wylądowałam na pobliskim dachu jakiegoś wieżowca i
wyciągnęłam z kieszeni spodni mały aparacik. Na hologramie
pokazało się zdjęcie mężczyzny po trzydziestce z czarnymi
włosami, wąsikami tego samego koloru i zuchwałym błyskiem w oku.
Odebrałam.
- Co znowu? - spytałam z wyrzutem.
- Nie ma cię w pokoju – stwierdził Tony. Przyjrzał się
krytycznie moim zmierzwionym włosom, dzikiemu wyrazowi twarzy i w
końcu widokowi jaki rozpościerał się ponad ramieniem swojej
córki, która piętnaście lat żyła jako nieślubne dziecko. -
Znowu latasz? Przecież coś ci powiedziałem!
- Też ci coś powiedziałam! - zawołałam, energicznie gestykulując
rękoma.
Pan Stark westchnął i schował twarz w dłoniach. Chwilę potem
spojrzał na swoją córkę – czyli na mnie - tak jak jeszcze
nigdy na nią nie patrzył – błagalnie. Często prosił mnie o
różne rzeczy, ale nigdy nie zniżył się do poziomu by błagać
mnie o coś. Jak mi się wydawało nie zniosłabym takiego widoku i
miałam rację. Serce zaczęło mi się krajać, widząc bezsilnego
ojca. Przez chwilę miałam ochotę nawet obiecać, że już nigdy
nie polecę, ale zdawałam sobie sprawę, że byłoby to kłamstwo.
Latanie miałam przecież we krwi.
- Przyleć do domu, nie mogę zostawić cię samej sobie.
I się rozłączył, pozostawiając pytania bez odpowiedzi. Dlaczego
miałby mnie pozostawiać samą?
Φ
Wylądowałam na przestronnym balkonie swojego pokoju, teraz
oświetlonego mnóstwem lamp. Przeszłam przez przeszklone drzwi,
które sięgały sufitu i ruszyłam do salonu, znajdującego się
zaledwie kilka pięter niżej. Żeby tam dojść musiałam użyć
windy, która stała w korytarzu (przy schodach), za drzwiami,
prowadzącymi do mojego azylu, a ten nie był takim zwykłym
pokoikiem. Znajdował się na najwyższym piętrze mieszkalnym
drapacza chmur „Stark Tower” i zajmował całe owe piętro. Był
jasny, duży i przestronny, całe ściany (oprócz południowej i
północnej, na których widniały wielkie malunki i wbudowano drzwi
różnych pomniejszych pomieszczeń) były całe ze szkła, miałam
swoją własną łazienkę i mini kuchnię, w której znajdowały się
wszystkie moje ulubione przekąski. Na sztalugach, które walały się
wszędzie były namalowane obrazy; bitwa sprzed dwóch lat między
Lokim, a Mścicielami, do których należał mój ojciec, urywki z
wycieczek szkolnych i wypadów ze znajomymi. Nie obyło się również
bez widoków, rozpościerających się z okien oraz tych, które
widywałam podczas szybowania.
Kolejnym moim dziełem był mój dom „Stark Tower”, oglądany w
nocy. Zmarnowałam już mnóstwo farb, próbując uzyskać efekt
neonowej poświaty, ale jak na razie wszystkie moje wysiłki spełzły
na niczym.
Pojedyncze piknięcie obwieściło moje przybycie do salonu, w którym
znajdowali się już mój ojciec, macocha – Pepper i czarnoskóry
mężczyzna z przepaską na lewym oku. To Nick Fury, szef
międzynarodowej organizacji S.H.I.E.L.D., czuwającej nad światowym
bezpieczeństwem. Towarzyszyła mu śliczna kobieta o czarnych
włosach i czujnej twarzy – agentka Maria Hill. A to oznaczało
kłopoty.
- Dobry wieczór – przywitałam się, próbując ukryć zaskoczenie
w swoim głosie.
- Dobry wieczór, Silver – odpowiedział mi Nick Fury, agentka Hill
tylko kiwnęła mi głową.
Zerknęłam na Tony'ego, który rzucił mi spojrzenie pod tytułem
„Dzięki, że schowałaś skrzydła.” i odwróciłam się do
przybyłych ze ściśniętym gardłem.
- Tato znów ma wam pomóc?
Zapadła cisza, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że stanie
się coś złego. A cokolwiek by to nie było ja muszę w tym
uczestniczyć. Nie mogę pozostawić ojca, który będzie tylko i
wyłącznie zdany na pozostałych pięciu „superbohaterów”.
Oczywiście pod warunkiem, że Thor – nordycki bóg burz i piorunów
- wróci z Asgardu. Podobno to zaufani pomocnicy, o czym zdążyłam
się przekonać dwa lata temu, ale ja jakoś nie mogłam nikogo tymże
zaufaniem obdarzyć.
- Kto tym razem? - prychnęłam. - Sauron z Mordoru? A może Darth
Vader?
- Problem w tym – powiedział Fury, gdy nikt nie kwapił się, żeby
odpowiedzieć (a on sam inteligentnie zignorował moją sarkastyczną
wypowiedź), - że Loki uciekł z pilnie strzeżonego więzienia w
Asgardzie i prawdopodobnie znów zechce odwiedzić Ziemię.
Zmrużyłam podejrzliwie oczy, w sercu poczułam ukłucie –
mieszanina strachu i niepokoju. Doskonale pamiętałam jak to było
ostatnio. Prawie cały Nowy Jork został zniszczony i trochę zajęła
nam wszystkim jego odbudowa.
- Czyż nie słyszałam, że miał być pilnowany przez Thora? -
spytałam, patrząc każdemu z nich w oczy. Założyłam ręce na
piersi – moja pozycja obronna przed wiadomościami, które w każdy
możliwy sposób mogą mnie zranić. - Skoro o tym wiecie, to znaczy,
że też tu wrócił?
Usłyszałam kroki i do salonu weszli doktor Banner – Hulk, z
którym ojciec ostatnio pracował (a który stał się również moim
korepetytorem), agentka Romanoff – Czarna Wdowa, Steve Rogers –
Kapitan Ameryka, Clint Barton – Hawkeye i (a jakżeby inaczej)
Thor. Jednak tym razem było całkowicie inaczej, poczułam się
wytrącona z równowagi, moje serce znacznie przyspieszyło, a na
policzkach wystąpił lekki rumieniec, który można byłoby wziąć
za przyznanie się do winy. Już od jakiegoś czasu zakochiwałam się
w chłopcach, ale kto by pomyślał, że właściciel tych jasnych
włosów, sięgających ramion i niebieskich oczu, zwróci moją
uwagę? Zwłaszcza, że jest ode mnie starszy. I ma dziewczynę, Jane
Foster.
Odwróciłam wzrok, czując się winna najgorszej zbrodni jaka
mogłaby być.
- Loki uciekł, gdy musiałem wykonać pilną misję – odpowiedział
nordycki bóg z nonszalancją i szacunkiem, które zawsze gościły w
jego głosie. Przynajmniej wtedy, kiedy zwracał się do mnie,
ponieważ tylko ze mną się nie wykłócał. Po części dlatego, że
nigdy tak naprawdę nie byłam brana na poważnie przez Mścicieli.
Ot, zwykła piętnastolatka, która chce pomóc grupce superherosów
w ratowaniu świata.
- I dlatego kazaliście mi przyjść, ponieważ mam wam w czymś
pomóc? - spytałam, patrząc po kolei to na ojca, to na pana Fury.
- Nie – wycedził przez zęby Tony. Kiedy na niego spojrzałam
widziałam zaciętą minę, wściekłość malowała się na jego
twarzy jak nigdy dotąd. Nie przestraszyłam się jednak, byłam
świadkiem wielu rzeczy, które wyczyniają się w głowie Starka i
nigdy nie brałam na poważnie tych jego humorków. Pepper czasami
mówiła, że z naszej dwójki to ja jestem ta dojrzalsza i to ja
opiekuję się nim, a nie na odwrót.
- Nie?
- Nie – potwierdził. Pokręcił głową i wstał z miejsca na
kanapie. Pepper próbowała go zatrzymać, ale jego koszula
wyślizgnęła się z jej rąk. - Oni tylko myślą, że jesteś
potrzeba, ale to nie jest prawda, Silver. Nie słuchaj niczego, co
mają ci do powiedzenia, chcą cię wciągnąć w coś, ponieważ im
samym się nie chce ruszyć tych swoich szanownych tyłków. - To
powiedziawszy zaczął zezować na Nicka Fury i Thora, a następnie
spojrzał na mnie.
Poczułam się wykluczona z czegoś ważnego, nieważna, taka mała i
nikomu niepotrzebna. Cóż, przywykłam do tego uczucia, w końcu
moim ojcem jest Tony, ale za każdym razem, gdy to odczuwałam, w
moim sercu coś pękało. Teraz poczułam swego rodzaju zazdrość,
która nigdy w życiu nie gościła w moim sercu.
- Co? - bąknęłam tylko, nie wiedząc co powiedzieć. Natłok
zbędnych myśli utrudniał mi zrozumienie przekazu.
- Nie jesteś nikomu potrzebna, Silver – rzekł niezłomnym tonem
Tony. Pepper syknęła „Tony, opamiętaj się!”, ale to nie
poskutkowało. - Wyjedziesz z Pepper. Gdzieś daleko, będziesz
trzymać się od tego z dala.
Zmarszczyłam brwi. Wierzyć mi się nie chciało, że po tylu
rzeczach, które dla niego zrobiłam, po tylu wspólnych misjach
(mnóstwo razu uratowałam mu również życie) on teraz chce mnie
wysłać gdzieś daleko z moją macochą.
- Ale... - Spojrzałam na niego swoimi błękitnymi oczami, z wyrazem
twarzy pod tytułem „Nic nie rozumiem”. - Przecież dwa lata temu
byłam wam potrzebna! Zginąłbyś, gdyby nie ja! - wyrzuciłam z
siebie. W głębi duszy czułam złość; ogarniała mnie całą i
toczyła bitwę wraz z miłością do Ojca Płodziciela i zdaje mi
się wygrywała, ale na zewnątrz byłam całkowicie spokojna.
- Tak ci się tylko wydaje – stwierdził dobitnie. - Napatoczyłaś
się gdzieś w Niemczech i wiedziałem, że za nic byś się od nas
nie odczepiła.
- Napatoczyłam się?! - Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że
krzyczę i płaczę, do czasu gdy przez przypadek połknęłam jedną
ze słonych łez. Ja nigdy nie płakałam, ale też nigdy mój
ojciec, u którego próbowałam narobić sobie względów, nie mówił,
że jestem nikomu nie potrzebna, oraz że się napatoczyłam.
Otarłam łzy gwałtownym ruchem ręki, zauważyłam, że w
pomieszczeniu zrobiło się okropnie cicho, a Pepper schowała twarz
w dłoniach i kręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć w to co
się rozgrywa pod jej nosem.
- Tak! - Tony również zaczął krzyczeć, gwałtownie gestykulując
rękoma. - Mam ci to przeliterować? Ktoś taki jak ty nie powinien
się mieszać w sprawy dorosłych.
- Ktoś taki jak ja? - powtórzyłam piskliwie. Łzy przesłaniały
mi widoczność, więc widziałam tylko zamazany obraz twarzy mojego
ojca. Wtedy zrozumiałam do czego pije, bo przecież nie do mojego
wieku! Wciągnął mnie w sprawy Iron Mana, gdy miałam trzynaście
lat, pomogłam mu odkryć nowy pierwiastek, który skutecznie
zastąpił pallad, powoli zabijający go od środka pół roku
później, gdy miałam lat czternaście. Gdy ukończyłam piętnastkę
walczyłam z nim ramię w ramię, ale dopiero teraz, gdy już prawie
jestem dorosła, miałabym być za młoda na Mścicieli? Dobre sobie!
- Czyli według ciebie jestem tylko nic nie wartym bękartem, który
nie powinien był się urodzić?
Nawet on stanął osłupiały moim wyrzutem. Nigdy czegoś takiego
nie mówiłam, ale wiele razy to odczuwałam. Wspominałam już, że
Tony nie lubi moich skrzydeł, a został zmuszony się do nich
przyzwyczaić. On wiedział, że nie jestem normalna, ale pomimo że
to nie była moja wina, obarczał mnie nią. Wiele razy próbował
usunąć mi je plastycznie, mówił, że to nieludzkie, ale ja zawsze
stawiałam na swoim. Dopiero teraz postanowił wyrzucić mi w twarz
całą prawdę; nienawidzi mnie, wstydzi się dziecka, które ma
zniekształcone DNA, z winy dziadka, lubiącego promienie gamma.
Wpatrywałam się uporczywie w Starka, ale ten milczał jak głaz.
Wlepił we mnie wzrok, twarz miał bez wyrazu tylko gdzieś w głębi
jego oczu zobaczyłam poczucie winy, które nic mnie nie obchodziło.
Otrzymałam odpowiedź na swoje pytanie.
- Wiedziałam... - stwierdziłam, robiąc kilka kroków w tył. Łzy
na powrót zagościły w moich oczach.
- Silver. - Pepper wstała i chciała podejść do mnie i mnie
przytulić, ale wyrwałam się z jej uścisku i wymierzyłam
oskarżycielsko palcem w Starka.
- Ty naprawdę nie masz serca – powiedziałam, będąc już prawie
przy schodach, przy których stali pozostali Mściciele. - Teraz
wyświadczę ci przysługę i wyniosę się stąd, żebyś już nigdy
nie musiał oglądać mojej wstrętnej gęby.
- Silver...
Zaśmiałam się, ale ten śmiech szybko przemienił się w głośne
łkanie, więc chcąc uniknąć większego upokorzenia odwróciłam
się i wybiegłam, trącając łokciami Bruce'a Bannera, Natashę i
Thora. Za sobą usłyszałam wołanie, ale nie odwróciłam się ani
razu. Wybiegłam piętro niżej i rzuciłam się do szyby. Stłukła
się pod ciężarem moich skrzydeł, na których poleciałam na
wschód. Najdalej jak się da.
__________
Bez komentarza, ale od czego trzeba było zacząć.